- Ja bym ją maszynką ogoliła. U nas tak robią,
kiedy dzieciom włosy nie rosną i skutkuje. O popatrz – tybetańska mama z dumą
pogłaskała czarną czuprynę swojego rocznego synka. Obok zawieszona w chuście
Melaka wstydliwie świeciła swoją z rzadka porośniętą glowka. Kolejny raz
musieliśmy tłumaczyć, że mamy też córkę. Razem z tybetańską rodziną i parą
buddyjskich mnichów wpinaliśmy się powoli na kolejny szczyt – Triund.
|
Obcinanie wlosow celem ich wzmocnienia jest powszechnie praktykowane |
|
Mnisi tybetanscy sa niezwykle sympatyczni. |
Dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. W naszym
gajdbuku koniec pobytu w McLeod Ganj mieliśmy spędzić w kolejce wąskotorowej
przejeżdżając przez wiadukty i tunele w dolinie Kangry. Ale serpentyny nawet na
aviomarinie nie najlepiej kojarzą się Alexowia i Maxowi. Poza tym, wydostanie
się dziś z miasta jakimkolwiek pojazdem graniczyło z cudem. Z powodu obecności
Dalajlamy miasto przeżywa oblężenie. Wyjechać nie ma jak. Zostać jest nie do
zniesienia. Jedynym słusznym rozwiązaniem wydały się nam góry.
|
Wof, wof zza kraty. |
|
I spokojne grrrr... |
|
Dzisiejszy cel, kilka km i zaledwie 550m w pionie. |
Triund to najwyższy, najbliższy szczyt. Zwykle
zdobycie go zajmuje dwa dni. My tyle nie mieliśmy, a za to mieliśmy dzieci.
Ambitnie założyliśmy że spróbujemy dotrzeć na 2300 m n.p.m,d czyli tam gdzie kończy
się pierwszy etap trasy. Trzy godziny zajęło nam pokonanie 550 m. Kibicowali
nam mnisi. Kiedy z nas lał się pot, a nogi dopominały się wypoczynku oni świeżutcy
i uśmiechnięci, w klapkach i długich szatach, mijali nas jeden za drugim.
|
Mnisi w gorach ustepuja jedynie kozicom, mijali nas w klapkach i tyle ich bylo widac. |
|
Skoro choragiewki powiewaja nawet na najwyzszych szczytach, to na takich pagorkach sa co krok tez. |
|
Nie powiem, Max 17kg, Plecak 4kg, Wozek 6kg, bylo co pchac ale McLaren dal rade |
Droga była jednak warta wysiłku. Oprócz kilku
mnichów i pary z Izraela mieliśmy górę dla siebie. Cykady hałasowały jak opętane,
chłodny wiatr dawał ukojenie, a za każdym zakrętem odkrywał się kolejny
niesamowity widok. Zabawnie przestało być tuż u celu. Dotychczas góry
rozpieszczały nas. Dawały czas na bezpieczne zejście w komfortowych warunkach.
Zawsze było słonecznie i ciepło. Więc ten jeden raz poszliśmy jak staliśmy –
bez bluz, w keenach, lekko ubrani. A chmury zeszły do nas. I przez krótką chwilę
miło nie było. Kiedy wchodziliśmy na nasz szczyt świata nie było. Chmury zamknęły
nam rzeczowość w namiocie wielkości małego ogrodu. Nie było nieba, nie było
ziemi. Tylko my, mała świątynka i schronisko. Czas zatrzymał się na kwadrans –
tyle trwało przedmuchanie góry. Mogliśmy bezpiecznie wracać. Względnie
bezpiecznie bo z racji późnej pory zdecydowaliśmy się na krótszą trasę –
kamienną ścieżkę spadającą w dół pod kontem trzydziestu stopni. Nie da się ukryć
– było ekscytująco. Ale chyba o to chodzi.
|
Widok z top'u nie jest wazny liczy sie droga |
|
I w tle znow chmury ktore tu zjadaja niemal wszystko |
|
Kopce kamienne to obiekt montazu i demontazu w wykonaniu Maxa, no chyba ze akurat jest policjantem, wedkuje lub walczy mieczem swietlnym. |