Slideshow

Chwila cierpliwości...

Skarby nasze niezwykłe

Co przywozimy z wypraw? Prawdziwe skarby. Przynajmniej dla nas. Każde z nas ma w tym temacie swoje specjalizacje. Zatem, po kolei:

Basia kolekcjonuje ścinki, skrawki tkanin, bilety komunikacyjne, bilety wejściowe,rośliny, sznurki, opakowania, gazety. W domu powstają z tego kolaże, kolorowe mapy pamięci, o których już pisaliśmy.

Alex zbiera metalki - czyli wszelki metalowy badziew. Najlepiej stare.  I zegarki, które z metalkami mają wiele wspólnego. Ale i narzędziem nietypowym nepogardzi. (zgadnijcie, ile można mieć ręcznych wiertarek?).

Max jest tropicielem kapsli, śrubek,  piórek i martwych owadów znajdowanych na mrówczych szlakach.

Melaka zbiera uśmiechy. Kolekcjonuje serca, całusy i...siniaki.

Wspólnie stawiamy sobie za cel znaleźć niezwykłe zwykłości- oczywistości związane z danym terenem. Dostarcza nam to wiele frajdy i otwiera drzwi na nowe przygody. Tak było z posażkiem Ganesha, indyjskiego boga-słonia, którego wizerunek tropiliśmy przez cały nasz ostatni wyjazd do Indii. Co dziwnego jest w statuetce? Otóż większość przedstawień jest niezwykle realistycznych. Słoń jaki jest, każdy widzi. A nasz, ten "udomowiony" miał być zupełnie inny, niezwykły.  I udało się!


Wieści o naszych zbierackich pasjach dotarły do szerokiego świata, a dokładniej do Programu Trzeciego Polskiego Radia. Właśnie w Trójce można było nas usłyszeć zagłuszanych szelestem, hurgotem i dźwięczeniem naszych skarbów. Zapraszamy do odsłuchania na Wakacjo Leggins.


Beżowi na antenie

Stało się! Opowieści indyjskie Beżowych trafiły do radia. A dokładniej do Trójki. Właśnie wróciliśmy z nagrania, podczas którego przekonywaliśmy do podróżowania po Indiach. Kto ciekaw jakich argumentów użyliśmy zapraszamy przed odbiorniki już dziś, w piątek 9 sierpnia o godzinie 18.10. Nastawcie odbiorniki.

Tu nagrywaliśmy, śmiało powiemy trema lekka była:)
A, że za oknem w stolicy skwar niemożebny to przypomniało mi się jak gorąco było w Indiach. Zdjęcia to nie zawsze pokazują ale pamięta się to dobrze. Najgorszy żar? W kolejowym muzeum, my zgotowani a dzieci - w górę!, w górę!, Tatooo!, No Tato podsadź mnie!

W starym parowozie

Nasze skarby

Skarby - kto o nich nie marzy? My nie tylko marzymy, ale i nieustannie odkrywamy i zbieramy. Nasze skarby to drobiazgi znalezione w pyle pobocza, między deskami podłogi, na parkingu, w dworcowej poczekalni, górskim strumieniu, powojennym bunkrze czy na polnej drodze.

Ich wartość niewiele ma wspólnego z ceną rynkową. Liczy się ich rzadkość i wspomnienia z nimi związane. Często "prawdziwymi" skarbami, dla nas najcenniejszymi, jest metalek - fragment jakiejś maszyny, sztuczny kamyczek ze zniszczonego naszyjnika, czy coś, czego przeznaczenia nawet się nie domyślamy. Jednak nie gardzimy i bardziej "pospolitymi" znaleziskami jak plastikową nadłamaną zabawką, kolorową kulką, wyjątkowo urodziwą metką czy opakowaniem od cukierka.

Skarby trzymamy wszędzie. Najpierw po kieszeniach, torbach, woreczkach na znaleziska. Potem trafiają na półki, gdzie możemy im się przyglądać zanim wylądują we właściwym miejscu: skrzyni ze skarbami.  Każdy z nas ma swoje, w której chowa unikalną historię naszych podróży i fascynacji. Zamknięte w drewnianych szkatułkach skarby dojrzewają, zyskując na wartości lub...dewaluuja się. Zdarza się, że podczas kolejnych przeglądów coś wypada z kolekcji.

W naszej rodzinie bezsprzecznie najlepszymi poszukiwaczami osobliwości są Alex z Maxem. Rzadko kiedy wracają do domu z pustymi kieszeniami. Potrafią wypatrzeć niezwykłości tuż pod stopami, choć wcześniej stały tam setki, czy nawet tysiące nieświadomych osób.

Wam też polecamy zbieranie skarbów jeśli jeszcze tego nie robicie, doskonałą okazją jest wakacyjna zabawa Klubu Nomadów opisana tutaj. W skrócie polega ona na tym że do otrzymanych, ręcznie szytych sakiewek młodzi nomadowicze i ich rodzice zbierają podczas wakacji napotkane skarby, a na wrześniowym spotkaniu robimy wielkie oglądanie. Zabawę rozwijającą spostrzegawczość i wyobraźnię polecamy wszystkim. Na zachętę nasze zbiory skarbologiczne poniżej.

I jeszcze jedno - skarbów się nie da zebrać w jeden dzień, skarby zbiera się latami :)
Pokaźny zbiór Maxa w kolorach tęczy

Polem, lasem

Jest weekend, jest wyprawa! Z tymi słowami na ustach zapakowaliśmy się w sobotni poranek do samochodu i pojechaliśmy kolejny raz penetrować okolice Puszczy Kozienickiej. Tym razem celem naszej mini-wyprawy była sama Puszcza i otaczające ją nadrzeczne tereny.

Pędziliśmy ile mocy w naszym aucie, żeby zdążyć przeskoczyć te niecałe sto kilometrów z Warszawy w okolice Radomki, zanim nawierzchnia zacznie się na drogach roztapiać. Zdążyliśmy, ale zamiast zieleni ogrodów, soczystych pół i cienistych lasów trafiliśmy na chrzęst wypalonej trawy, omdlałe kwiaty i znudzone muchy. Komarom w taki upał nawet skrzydeł nie chce się ruszyć, więc spokój był.

W naszym bagażu, nawet na tak krótki wypad, nie mogło zabraknąć hamaków. Przeczekujemy w nich najgorszy upał.


Na szalku przygody - spływ Radomką

Kolejny weekend, kolejna przygoda. Tym razem wyruszyliśmy dalej na południe od Warszawy, w okolice Puszczy Kozienickiej.

Tereny między Głowaczowem a Brzózą koło Kozienic znamy od dziecka. Niestety, wiele się zmieniło w ciągu tych kilkudziesięciu (to brzmi strasznie) lat. Ze wsi zabitych dechami okoliczne miejscowości przekształciły się w sypialnie lub skupiska działek dla mieszkańców Radomia i Warszawy. Po drogach, na których kiedyś atrakcją było pojawienie się samochodu (ehhh, ze łzą w oku przypominam sobie czasy, kiedy spędzaliśmy godziny obserwując drogę i zakładając się, jakie auto przejedzie) mkną dziś ciężarówki i mnóstwo samochodów osobowych.

Zmieniła się też rzeka. Niegdyś smrodliwa, pieniąca się ciecz (bo wodą trudno było to nazwać) Radomki dziś jest przyjazna zarówno amatorom taplania się jak i kajakowania. Sprawdziliśmy sami.

Pływanie Radomką dostarcza atrakcji różnego rodzaju. Z opowieści wiemy, że jest to rzeka kapryśna, wijąca się i niezwykle malownicza. Wiosną potrafi być wysoka i dość często się rozlewa. Latem, kiedy wody opadną odkrywają wiele pięknych plaż - co atrakcyjne dla kąpiących się. Niestety, albo na szczęście dla miłośników przygód, duże skoki stanów wody zostawiają ślad w postaci wielu zwalonych drzew i karp.

Na początek zdecydowaliśmy się na pokonanie godzinnego odcinka między Głowaczowem a Rogożkiem. Już na początku czekała nas niespodzianka. Może za sprawą nowiutkich kajaków wypożyczonych przez zaprzyjaźnioną wypożyczalnię, czy też z racji wcześniejszych doświadczeń, tym razem Melaczka łaskawie przyjęła widok wioseł. Radośnie pokrzykiwała do mniej chyba radosnych mijanych wędkarzy, zdziwionych krów, zaskoczonych ptaków. Z Maxem prześcigali sie w zauważaniu wszelkich ciekawostek, o których infomowali świat na miarę pojemności swoich płuc.

Początkowo Melaka siedziała na maminych kolanach, ale po próbie wypadnięcia, kiedy nagle musieliśmy cofać się przed zwalonymi drzewami, zajęła własne miejsce. Rzeka generalnie dostarczyła nam trochę mocnych wrażeń. Ale na bezpiecznym poziomie dobrej przygody.Na tyle dobrej, że wkrótce wracamy tam znowu.

A poniżej garść zdjęć nie tylko z kajakowania ale i z pobytu na wsi.
Usypianie w hamakach - cudowna sprawa