Slideshow

Chwila cierpliwości...

Kapryśny wielkolud


Przed wyjazdem ostrzegano nas – nie róbcie sobie nadziei. O tej porze nic nie zobaczycie. Mgły zakryją wszystko. Mimo to, rankami coś tam przelotnie było widać. Przez krótką chwilę w oddali majaczyły nam potężne zbocza Himalajów. Tu kawałek, tam czubek. Żarłocznie polowaliśmy na każdy taki moment, żeby dać namacalny dowód – byliśmy już tak blisko. Widzieliśmy je. Tym bardziej było to dla nas ważne, że po pobycie w McLeod Ganj wiemy, że musimy ich dotknąć.

Dziś Himlaje zapomniały, że mają się przed nami chować. Nagle, późnym popołudniem, objawiły się nam niemal na wyciągnięcie ręki. Zabłysły w promieniach zachodzącego słońca. Nic nie było ważne. Staliśmy chwilę jak zahipnotyzowani. Dopiero przejmujące wycie klaksonów nas ocuciło – na tyle, żeby w ostatnich minutach tego objawienia wycelować w olbrzyma obiektywy.

Jest! Chmury sie rozstapily i himalajskie szczyty sie ukazaly