Jak nie pociagiem, autobusem to riksza! A jak trzeba to i na motocyklu czy rowerze damy rade |
Istotą podróżowania w Indiach jest
czekanie. Tu nic nie jest dane na pewno. Godzina jest pojęciem
względnym. Sześćdziesiąt minut w prawo czy w lewo nie robi
różnicy. Hindusi podróżujący to ludzie oczekujący godzinami ze
stoickim spokojem na dworcach, w zajezdniach autobusowych, na
poboczach dróg. Siedzą, kucają, stoją bez ruchu aż do chwili
kiedy nagle, na niewidoczny dla nas znak, zrywają się i pędzą
zająć miejsce by jechać dalej. A my za nimi. Siedemnaście godzin
autobusem z Haridwaru do McLeod Ganj, dwanaście do New Delhi,
kolejne dwanaście pociągiem do Udajpuru. Nasze dzieci do perfekcji
opanowały sztukę czekania i wielogodzinnych podróży. Wsiadając
do kolejnych środków transportu aż wyją z radości. Maxa nie
zniechęciły nawet przechorowane serpentyny Himalajów. Bo każdy
kolejny zakręt to nowa przygoda.