Przez chwilę obawialiśmy się, że zamiast
zbiorowych występów radżastańskich artystów będziemy mieli spektakl jednego
aktora. Wszyscy zebrani na wieczornym przedstawieniu w starej haweli
skoncentrowali się na naszej córce. Melaczka dawała czadu. Gdyby mogła
chodziłaby radośnie po ścianach. Na szczęście nie może, więc musiała się
zadowolić bieganiem po scenie, przechadzaniem się zalotnie między widzami i
nieudolnymi próbami wyskoczenia przez balkon. Była rozkoszna i wiedziała jakie
ma możliwości, bo zdążyliśmy już spenetrować hawelę za dnia. Było to koleje
rozkoszne przeżycie, jakie dawkowane są nam w Udaipurze.
Miasto uśmiecha się do nas codziennie. I to
bynajmniej nie tylko w granicach szlaków
zachodnich wojerystów. Uśmiechają się do nas na domowych podwórkach, w
rzemieślniczych pracowniach, w sklepie z mlekiem (sprzedawanym do torebek
plastikowych), przy warzywnym straganie. Ludzie są tu rozbrajająco uprzejmi i
niezwykle inteligentnie i zadbanie wyglądają. A do tego są piękni. Nie tylko
wspaniali kolorystycznie (ulice w Udaipurze aż mienią się od różnorodnych sari)
ale i piękni sami sobą. I uwielbiają dzieci. Chodzę po mieście z kieszeniami
pełnymi cukierków – Melaka i Max dostają je tutaj garściami.
Głodni tych
wszystkich przyjemności staramy się jak najwcześniej wychodzić z hotelu. Rano
mamy niewiele czasu, żeby się nasycić. Już koło południa żar zbija nas z nóg.
Przez kilka godzin musimy wegetować w mruczącym zaciszu klimatyzowanego pokoju.
Alex jest zachwycony – zgrzane dzieci śpią, a on po raz pierwszy w Indiach
czuje, że ma wakacje. Głód wyciąga nas na miasto późnym popołudniem, akurat w
chwili, kiedy na miasto rzucają się cienie zachodzącego słońca. Mury ożywają
mieniąc się pomarańczami, różami i żółciami. Kiedy dzień przestaje odbijać się
w jeziorze a słońce chowa się za wzgórzem budzi się nowe miasto – rozświetlone
światłami jak Las Vegaz zaczyna szaleć. Jest muzyka, pędzące i hałaśliwe
motocykle, tłumy na ulicach szturmujące sklepy i restauracje, szukające
rozrywki po nudnych i nużących godzinach upałów.
Część z nich, tak
jak my, trafiła do haweli. Przy dźwiękach instrumentów i dzwoneczków tancerek
zamykamy kolejny dzień w Indiach.
|
Swiatla Udaipuru tancza na wodzie |
|
Ganesz nas odnalazl nawet tutaj. Albo my jego |
|
Kolejne miasto, co krowa stoi |
|
Migoczace suknie tancerek na spektaklu w haweli |
|
Po prostu piekna! |
|
Spacerujac Udaipurem |
|
Rodzic w podrozy |
|
One maja lat jedenascie. On niemal cztery. |
|
W zabawkowym emporium |
|
W Udaipurze ulica mieni sie kolorami |
|
Taki sobie zwykly posilek. A za oknem traffic. A w trafficu - slon! |