Slideshow

Chwila cierpliwości...

Nowe Delhi

Od początku, kiedy zaczęliśmy sześć lat temu naszą przygodę z Indiami marzyło się nam przejść niewidzialną granicę przewodników i miejsc typowo turystycznych. Chcieliśmy móc odkrywać Indie nie takimi jakie się je chce nam pokazać – z perspektywy pałaców maharadży czy rezerwatów, nie takimi, jakimi Indie mogą być skrajnie, brodząc po kostki w stertach śmieci i ze wstydem przyglądając się ubóstwu – ale takimi jakie widzą ją Hindusi klasy średniej.
I udało się nam wreszcie tym razem. Dzięki Sebastianowi i jego rodzinie nasze ostatnie dni w Indiach były czasem odkrywania zupełnie nowego kraju.
Najpierw postanowiliśmy się przekonać, co to znaczy galeria handlowa w Indiach. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się lepsiejszej wersji bazaru na Old Delhi. To co zastaliśmy w Select City Walk przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. To miejsce dla wszystkich, którzy zmęczeni są doświadczaniem Indii w podróży. SCW to forteca przepychu i konsumpcji pilnie strzeżona przez odziały ochrony i ogrodzenia. W środku, za kotarą klimatyzacji, koktajl orientu ze światem zachodu. Obok ekskluzywnych sklepów z sari jest Zara, Promod i inne takie. Na galerii kuchnie świata, a na dole wypasione sklepy spożywcze. Zjawiskowi są sami klienci – piękni, żywcem wyjęci z superprodukcji bollywoodzkich: długonogie heroiny w markowych ciuchach i piękni herosie, nawet słusznego wzrostu idą niespiesznie rozglądając się po wystawach. Za nimi kroczy chłopiec sklepowy z wózkiem lub siatami. A na końcu my: w naszych podróżnych uniformach, wymięci, zakurzeni, spaleni z dziećmi, które dopiero co jadły pizze z sosem pomidorowym.
Upojne cztery godziny minęły nie wiadomo kiedy. Byliśmy już spóźnieni goniąc za taksówką (tak, taksówką, bo pod SCW rikszy nie było) żeby zdążyć na spotkanie w Hauz-khas village. To miejsce dla miłośników klimatów ze starego Paryża, prawobrzeżnej Warszawy, niekomercyjnego Berlina. Labirynt galerii, restauracji, knajpek, sklepików ze starymi plakatami, muzyką czy biżuterią. A to wszystko oparte o ruiny (wejście bezpłatne) jednej z najstarszych części stolicy Indii. Starożytne budynki otacza park, z wielką sadzawką, mnóstwem ptaków i nienadętych mieszkańców New Delhi. Tu nie jesteśmy atrakcją (nie licząc Maxa, który miał profesjonalną sesję zdjęciową). Spokojnie możemy siedzieć na murach, majtać nogami i oglądać mecz piłki nożnej rozgrywany wśród ruin. Dzień kończymy późną nocą. Ostatnią tej podróży.

Takie Indie też można zobaczyć.

I po zakupach...

Za chwilę słońce się schowa za ruinami.
Max! A teraz powoli pociągnij nogi do góry i cofaj się. Wolniutko. Tu jest bardzo wysoko - nawet nie chcecie wiedzieć jak bardzo.