Jesień przywitała nas w pełni - antybiotykami i prawie dwutygodniową
odsiadką. Plany kolejnych wyjazdów, szwendania się pod kolorowymi
liśćmi, zdobywania gór we wrześniowym słońcu (z tym słońcem tez tak
sobie) zostały przeniesione w nieokreśloną, pomyślną dal.
Co
zatem robić, kiedy świat ogranicza się do niecałych siedemdziesięciu
metrów podłogi, a horyzont kończy się jakieś piętnaście kilometrów stąd?
Jak przetrwać, kiedy z zazdrością obserwujemy naszych ptasich sąsiadów z
góry, którzy powoli pakują manatki, by udać się w wielką gonitwę za
ciepłem?
Zrozumiałe, że z tęsknotą wzdychamy do map i
przewodników. Snujemy mgliste plany, ale to za mało, by nakarmić żądzę
przygody. Dlatego, pewnego krytycznego popołudnia, spakowaliśmy się i
ruszyliśmy na wędrówkę naszych marzeń!
Dla chcącego nic trudnego;) |