Slideshow

Chwila cierpliwości...

Gotowi, spakowani

- Linka, czołówka, haczyki trzy, zapasowe baterie, buty wysokie, grzałka, mleko w proszku, taśma na krokodyla... - w środku nocy sprawdzaliśmy po raz ostatni naszą listę ekwipunkową: kilka kartek zapisanych w drobnych tabelkach. Nasze być albo nie być na wyjeździe. 

Alex w rosnącym polu sprzętu.

Żarty się skończyły i wszystko to co do tej pory próbnie zapakowaliśmy musiało wreszcie zostać poddane brutalnej ocenie: zmieści się/nie zmieści, konieczne/nie konieczne.  Tu nie ma miejsca na sentymenty. To nasze plecy ale i nasz komfort pobytu z dziećmi na wyjeździe. Wszystko poddane zostało raz jeszcze ostrej selekcji, rzecz po rzeczy, pakunek po pakunku. Przez kilka nocnych godzin towarzyszyła nam irytacja, zmęczenie, świadomość, że czasu zostało już niewiele. Wyrosły nam z tego dwa wielkie plecaki, większe od naszych dzieci. I zadziwiająco lekkie jak na zawartość: w sumie 34 kilogramy w dużych plecakach i po cztery w podręcznym plecaku i torbie. Możemy podbijać świat!


Mniej więcej cały sprzęt rejsowy
Apteczka - w przewadze leki dziecięce.

Dla pewności zapas słoiczków i wyżywienia dla najmniejszej głodomorki oraz bezcenna miska za 6,90 - do mycia na stojąco dzieci i prania tam gdzie będzie tylko wiadro ciepłej wody.

Reperaturka z najważniejszym sprzętem indyjskim - łańcuchem z kłódką, do zapinania szaf, drzwi i bagażu.



Kosmetyczka - minimum, zrezygnowaliśmy z żalem suszarki, lokówki, depilatora, i innych elektrycznych gadzetów.

Ubranka Melaki - dzieci mają jakieś 1,5 raza więcej od nas, oczywiście sukienka obowiązkowa.

Alex - w tej koszuli z niewyjaśnionych powodów jest za każdym razem i mimo perswazji Basi będzie wyglądał jak hindus.

Max to zdecydowanie ubrania odporne i bojowe - będzie wszędzie.

Basia - wiadomo grochy, koronki, wstążki, typowa Kobieta na wyprawie.

Rano - widok spakowanych plecaków przewyższających dzieci lekko je stropił.