Slideshow

Chwila cierpliwości...

Przygoda na wyspie

Dzieci pakowały się przez tydzień. Pożyczone od ciocoi Kasi walizki intensywnie były pakowane, po czym ładowane na "pokład" w salonie, na kanapie. Mama musiała do znudzenia powtarzać ćwiczenia ratunkowe w zastępstwie stewardesy po czym żegnać pasażerów lądujących w Dheli, w Londynie, Moskwie czy gdzie tam jeszcze Maxowi i Melace wydaje się, że chcieliby lecieć.
Wreszcie przyszedł upragniony dzień. Walizki zamiast na kanapie zostały złożone w prawdziwych lukach bagażowych, a dzięki turbulencjom podczas podróży "na prawdę" można było przećwiczyć zapinanie i rozpinanie pasów. Masek tlenowych nie było - co za zawód.

Irlandia powitała nas zupełnie nie w irlandzkim stylu - ciepłym wiatrem i pogodnym niebem. I jeszcze te tłumy Polaków wokół - Mamo, ale czy my na pewno jesteśmy za granicą? - pytał podejrzliwie Max?

Szok kulturowy