Slideshow

Chwila cierpliwości...

W Jurze z Nomadami. I porzuconym namiotem.

Zaczęło się tak: pewnego deszczowego dnia w zeszłym roku Alex z Maxem na rowerze mijali śmietnik. A na nim...stos namiotów. Dlaczego ktoś je wyrzucił, nie wiemy do dziś. Jeden z nich trafił do nas. Po rozłożeniu okazało się, ze staliśmy się właścicielami siedmioosobowej willi: trzy komory plus przedsionek i "taras". Fakt, ktoś go nie dosuszył. Nie doczyścił. Ale od czego zacięcie, trochę wody i środków piorących.
Namiot przeleżał cały sezon w domu, czekając na swój czas. Aż wreszcie stał się naszym tymczasowym domem, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, dokąd zaprowadziły nas spotkania z Klubem Nomadów.


Nasze "znalezisko" w pełnej krasie na kempingu w Podlesicach.



Czas Bohaterów czyli dzień ojca na całego:)

 

Zamek w Mirowie.


I mniejsze gabarytowo uroki Jury.


Jaka matka, taka córka.

Max podczas gry terenowej Klubu Nomadów.

Trasę między zamkami Mira i Bobola pokonaliśmy w błyskawicznym tempie.

Choć warunki najłatwiejsze nie były.

Raz z górki a raz pod górę.

Pobyt w Podlesicach był czasem odkryć. Tu jagody.

Przyjazne robale.

I poziomki. Mrrr......



Dużo poziomek.


W zasadzie po raz pierwszy na prawdę mogliśmy się rozkoszować ich smakiem - tyle ich było.