Podróż z założenia, w wersji
słownikowej, powinna się łączyć z dalekim celem, do którego
dotarcie zabiera mnóstwo energii i czasu. Żadnych konkretów ile
trzeba być w drodze, jak daleko zajść, żeby podróż podróżą
być mogła. Mamy też komplikacje cywilizacyjne: w dzisiejszych
czasach szybciej można dolecieć samolotem na inny kontynent niż na
kraniec Polski. Czyli co, 1,5 godziny w komfortowym fotelu zamiast
zdartych stóp i wycieńczenia wielodniowa wędrówka przekreśla
szanse na mino podróżnika?
Pytania z teorii podróżowania naszły
nas nagle w związku z naszą największą jak do tej pory akcją
pakowania się. Z pierwszego wspólnego mieszkania, które było
startem dla naszych podróży, przenosimy się kilka ulic dalej, rzut
beretem, by zacząć nowe życie.
Pierwsza uwaga: dużo łatwiej jest
odlecieć na koniec świata z dobytkiem mieszczącym się w dwóch
plecakach niż kilometr-dwa od domu z siedmioma latami zapakowanymi w
sterty kartonu. Czy naprawdę potrzebujemy tego wszystkiego?
Uwaga druga: przeprowadzka i podróż
mają ze sobą wiele wspólnego. Szykując się do wypraw (i to nie
ważne czy do Indii na miesiąc czy na kilka godzin pod Warszawę)
staramy się upraszczać potrzeby, ułatwiać sobie życie, żeby móc
bez zbędnych bagaży, ale jednocześnie z poczuciem bezpieczeństwa,
poznawać NOWE.
Okazuje się, że ze zmianą
mieszkania jest tak samo. Zastanawiamy się, co naprawdę jest dla
nas ważne na co dzień, jak chcemy żyć, czego nam do tej pory
brakowało – wszystko po to, żeby móc zacząć nowy etap w naszym
życiu bez zbędnych obciążeń. Co na prawdę nas czeka w nowym
miejscu wiemy tylko z grubsza. Mamy wiele domysłów, życzeń i
mnóstwo znaków zapytania, które z czasem wypełnia nasze przygody
pod nowym adresem.
Rok 2013 był dla nas odkryciem
mikro-wypraw, przedefiniowania terminów związanych z podróżowaniem.
Nie udało się nam dojechać do Turcji, nie pokazaliśmy dzieciom
Londynu, nie dolecieliśmy do Jordanii. Odkryliśmy za to na nowo
polska wieś, zaraziliśmy Maxa i Melakę koczowniczym stylem życia
pod namiotami, oswoiliśmy z kajakami.
W 2014 roku nie planujemy. Idziemy na
żywioł. Na jakość a nie ilość (liczoną kilometrami czy
odwiedzonymi miejscami). Ale cichutko nadal marzymy żeby udało się
kolejny raz wrócić do Indii po dwóch latach przerwy.