Slideshow

Chwila cierpliwości...

Zamiast w góry na Monte Kazury

- Mamo, a kiedy pojedziemy w góry?
- Ubieraj się, zaraz wychodzimy!

Ze „stajlem” na miarę turystek wchodzących na Śnieżkę w szpilkach – w wydaniu Melaczki, w kapeluszu i z kaburą na wodę, której nie powstydziłby się Michniewicz – w wersji Maxa, wspinamy się chwilę później ku niebu po szlaku ursynowskiej góry. Jedenasta. Trzydzieści kilka stopni na termometrze. Noga za nogą ciągnie my się ku szczytowi. W tym momencie widok biegacza, który nas mija kilkakrotnie w ciągu pól godziny, wydaje się mocno nierealny. Na samym czubku usypanej koparkami przez budowniczych warszawskiej sypialni wiatr szarpie nasze kapelusze. Pamiątkowa fota zdobywców i droga granią, a potem w dół, z drugiej strony. Dzieci padnięte, ale zachwycone. Zdobyły szczyt. I mimo trudów - apetyt na kolejne.