Slideshow

Chwila cierpliwości...

Na szalku przygody - spływ Radomką

Kolejny weekend, kolejna przygoda. Tym razem wyruszyliśmy dalej na południe od Warszawy, w okolice Puszczy Kozienickiej.

Tereny między Głowaczowem a Brzózą koło Kozienic znamy od dziecka. Niestety, wiele się zmieniło w ciągu tych kilkudziesięciu (to brzmi strasznie) lat. Ze wsi zabitych dechami okoliczne miejscowości przekształciły się w sypialnie lub skupiska działek dla mieszkańców Radomia i Warszawy. Po drogach, na których kiedyś atrakcją było pojawienie się samochodu (ehhh, ze łzą w oku przypominam sobie czasy, kiedy spędzaliśmy godziny obserwując drogę i zakładając się, jakie auto przejedzie) mkną dziś ciężarówki i mnóstwo samochodów osobowych.

Zmieniła się też rzeka. Niegdyś smrodliwa, pieniąca się ciecz (bo wodą trudno było to nazwać) Radomki dziś jest przyjazna zarówno amatorom taplania się jak i kajakowania. Sprawdziliśmy sami.

Pływanie Radomką dostarcza atrakcji różnego rodzaju. Z opowieści wiemy, że jest to rzeka kapryśna, wijąca się i niezwykle malownicza. Wiosną potrafi być wysoka i dość często się rozlewa. Latem, kiedy wody opadną odkrywają wiele pięknych plaż - co atrakcyjne dla kąpiących się. Niestety, albo na szczęście dla miłośników przygód, duże skoki stanów wody zostawiają ślad w postaci wielu zwalonych drzew i karp.

Na początek zdecydowaliśmy się na pokonanie godzinnego odcinka między Głowaczowem a Rogożkiem. Już na początku czekała nas niespodzianka. Może za sprawą nowiutkich kajaków wypożyczonych przez zaprzyjaźnioną wypożyczalnię, czy też z racji wcześniejszych doświadczeń, tym razem Melaczka łaskawie przyjęła widok wioseł. Radośnie pokrzykiwała do mniej chyba radosnych mijanych wędkarzy, zdziwionych krów, zaskoczonych ptaków. Z Maxem prześcigali sie w zauważaniu wszelkich ciekawostek, o których infomowali świat na miarę pojemności swoich płuc.

Początkowo Melaka siedziała na maminych kolanach, ale po próbie wypadnięcia, kiedy nagle musieliśmy cofać się przed zwalonymi drzewami, zajęła własne miejsce. Rzeka generalnie dostarczyła nam trochę mocnych wrażeń. Ale na bezpiecznym poziomie dobrej przygody.Na tyle dobrej, że wkrótce wracamy tam znowu.

A poniżej garść zdjęć nie tylko z kajakowania ale i z pobytu na wsi.
Usypianie w hamakach - cudowna sprawa


Max przy zabawie
Mimo suszy wiele rzeczy kwitnie
Wieczory z Mamą

Poranki z Tatą
Motyl znaleziony w łazience
Czas upału wewnątrz kilkuset letniej chaty
Zapamiętałe podlewanie ogrodu

I niesamowite efekty wodne
Wsiadamy do kajaka
 
Rzeka była w wielu miejscach tak płytka, że kajak trzeba było holować
Piaszczyste dno było cudowne
Błotniste znaleziska Maxa
I pilnowanie ekipy podczas popasu