Slideshow

Chwila cierpliwości...

Pierwsze moczenie wioseł

Nareszcie! Po wielu godzinach gadania, mądrzenia się, zapewnania co to nie my, wreszcie udało nam się dotrzeć nad rzeką i zwodować dzieci. A dokładiej - wsadzić je w kajaki.
Dzięki uprzejmości naszych przyjaciół dotarliśmy nad Biebrzę, a dokładniej do Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie dane nam było po raz pierwszy rodzinnie zmoczyć wiosła.
Pełnym sukcesem tego nie nazwiemy. Dzieci co prawda dzielnie spłynęły dwa razy rzeką, ale po wielkim fochu i na śpiocha. Zamykały oczy pięć minut po odbiciu od brzegu a budziły się kiedy tylko usłyszały szum traw lub piasku pod dziobem Kajka. 
Za to my mogliśmy w ciszy (to niezwykłe doznanie przy Maxie i Melace) podziwiać malownicze rozlewiska Biebrzy. 



Kajaki kajakami, ale jeść coś trzeba.



Okolice Burzyna to wspaniałe trasy dla miłośników maszerowania.

Nad rzeką można bez trudu znaleźć miejsca do treningu "na sucho".


Rozlana Biebrza zabrała łąki.





Nasz biebrzański labirynt.



Młode gotowe na nową przygodę. Przynajmniej w teorii.

W drodze nad rzekę.


Melaka zaczęła mieć wątpliwości, jak tylko zobaczyła rzekę.
Bez smoczka nie było mowy o wodowaniu.
Już tylko troje na kajaku. A niedługo potem...

...i dwójka śpi u brzegu.

Nie samymi kajakami się żyje. W ramach atrakcji zahaczyliśmy o skansen w Nowogrodzie.

Ku zadowoleniu dzieci.

I radości rodziców.


Podczas pobytu w Burzynie odkryliśmy, że i w Polsce mamy "monsuny". Punktualnie o czternastej niebo waliło się nam na głowy z wielką pompą.

Ale nie trwało to długo - była szansa na obiad.



Przy okazji odkryliśmy, że nasze dzieci na wyjazdach jedzą w zasadzie cały czas.